29 June 2015

And in so many ways You were made to be my man

22:53

Będąc małym dzieckiem miałam kilka rożnych pomysłów dotyczących przyszłości. Najpierw to było nauczycielstwo. Koniecznie biologii albo matematyki. Obie ogarniałam najlepiej z klasy. Miałam nawet swoją małą tablicę, a ponieważ dużo czasu spędzałam w domu z powodu chorób, to na niej odrabiałam zajęcia prowadząc je sama dla siebie tłumacząc wszystko jak nauczycielka.  Następnie gdy skończyłam 14 lat zrozumiałam że widzę siebie tylko i wyłączne weterynarzem. Wybierając ten zawód pewnie siedziałabym teraz gdzieś w głębi Rosji ze świnkami, krówkami i pijakami na traktorach. Rozumiałam to bardzo dobrze więc doszłam do wniosku że pójdę śladami swojej matki. Tak właśnie skończyłam studia z matematyki i informatyki i przyjechałam do Polski. Tę część mojej historii znacie już na pamięć więc nie będziemy jej znów przerabiać. Jest bowiem jeszcze jedno marzenie o którym prawie nikomu nie mówiłam ponieważ swego czasu nikt nie brał tego na poważnie. Między innymi widziałam siebie w roli modelki albo aktorki. To drugie nie miało szans co wiązało się z moim strachem przed publicznością. Powoli ten strach ustępuje, ale kiedyś mówienie przed audytorium oznaczało dla mnie wielki stres. Z chodzeniem i pozowaniem nie miałam żadnych problemów. Jako dziesięciolatka prezentowałam nawet kolekcję ubrań dla dzieci. Bardzo mi się to podobało. Pamiętam tak wyszłam jak prawdziwa modelka tak że wszyscy prosili mnie zrobić dodatkowe kółko na scenie. Dalej nic z tego nie wypaliło, głownie dlatego że zabrakło mi jakieś 15 cm wzrostu. Marzenie pozostało i mogę go realizować na swoim blogu robiąc pewne postępy jeżeli chodzi o pomysły do sesji. Nie jest to zazwyczaj nowa kiecka którą koniecznie muszę na siebie założyć i się nią pochwalić. 
Każdy outfit powstaje z konkretnych inspiracji: ludzi, modelek, okoliczności a nawet dzieł sztuki. Kilka dni temu obejrzałam wreszcie sesje robione przez ukraińską fotografkę Yelenę Yemchuk czyjej pracami fascynuje się sam Antonio Marras, były dyrektor kreatywny Kenzo. Jej zdjęcia nie sposób nie nazwać genialnymi. Bardzo dużo zależy od fotografa, występuje on nieraz jako scenarzysta i reżyser w jednym. Drugą rolę dałabym kosmetyczce i styliście. Modelka w tym wszystkim występuje jako host. Razem ta czwórka jest w stanie stworzyć imponujące zdjęcia. W przypadku Yeleny - są to bajeczne krainy z jej elfami, zaczarowanymi królowymi i tajemniczymi potworami. 
Brakuje mi jeszcze pewnych umiejętności a na pewno czasu do stworzenia wyjątkowych sesji. Mam długą drogę przed sobą i mam nadzieje że kiedyś będę w stu procentach zadowolona z owoców swojego hobby.


Hi guys!
How is your weekend? I hope it was sunny and really warm:)
Today I was thinking about vision of myself years ago. When I was a little kid I thought I would be a good teacher. I had a small whiteboard which I used very often to repeat some of the lessons to my pupils (little teddy bears of course). What's more I was pretty sure that I'll be the best teacher of math or biology. Well, that was smth like a dream to become an astronaut. That's why when I was about 12 or 14 my dream has changed. Now I wanted to be a vet. Yes, really I was thinking only about helping little dogs and cats. What did I do to become a vet? Frankly speaking, nothing. I realized that everything I could get these days- a farm in the heart of Russia full of pigs, cows and drunked farmers. The only truly way was to become a programmer just like my mother. This decision has defined my entire future and thanks to that I moved to Poland. The only dream I haven't ever talked about was to be a model. True I'm not that high and I need at least 15 cm more to become a new Cara Delevingne. Once as a kid I presented a new collection of childrenswear and it was amazing. I was so damn good and everyone liked me:). Well the only way now to realize as a model - to make outfit photos on my blog. I do the all job: prepare a scenario, do makeup and hairs, plan all shoots and literally say to my husband what he needs to do to make a better snap. 
Few days ago I took a look on pics made by ukrain photographer Yelena Yemchuk. I think that photographer is a wrong word here: I better would say a wizard, artist. Most of her works reminds me a fairytale, it's not a simple shoot for fashion journal. Just take a look on her recent photos here. I like to do my outfits shoots in the same way. I need to have some inspiration, concrete idea, the story I base my look on. I hate when I have nothing to say to you, guys. Hope you like everything I do on my blog :)



















What I'm wearing:

Dress - H&M
Bracelets - By Dziubeka
Sandals - Venezia
Denim Jacket - H&M
Sunglasses - NoName

26 June 2015

When I woke up the sun was shining in my eyes

00:28

Jednym z niezmiennych letnich trendów pozostaje Boho-chic. To be honest with you - ten styl będzie modny zawsze. Od momentu kiedy Kate Moss pierwszy raz przymierzyła go na sobie, my wszyscy choćby kilka dni w roku chcemy się poczuć dziećmi kwiatów. W bohemistycznej wersji oczywiście. Długie spódnice, kurteczki z denimu, luźne haftowane tuniki, plecione paski, kamizelki z frędzlami i duże torby na ramię - to wszystko stworzone zostało z myślą o lecie albo nawet i odwrotnie: to lato stworzyło Boho dziewczynę. Co może być seksowniejsze? Co jeszcze może stać się przedmiotem pożądania? Chyba tylko seksowna mini w połączeniu z sandałami na szpilce ale pozostawmy to dla JLo.. 
W tym sezonie projektanci mówią zdecydowane "tak" naturalności podkreślając ją odpowiednimi dodatkami. Nie można ograniczać swojej wyobraźni: trzeba śmiało łączyć ze sobą kolorowe wzory i różne faktury, nie bać się trójwymiarowych aplikacji lub masywnej biżuterii. Zresztą namawiają nas od lat by poczuć się w roli bohemian chic, dlaczego wciąż się opieramy?! 
W dzisiejszej stylizacji byłam wręcz bardzo delikatna, mimo iż mam bardzo dużo różnych pomysłów. Pokazuję, od czego można zacząć i tu dopiero otwiera się pole do manewru: możecie eksperymentować i bądźcie pewni, że nie wyjdziecie poza granice. Mój ->Pinterest<- pełen inspiracji i Boho stylizacji. Serdecznie zapraszam zerknąć jednym okiem i zakochać się w tych niezwykłych dziełach sztuki. 

Hi guys!
I know it's been a couple of days already and nothing from me.
Well I've been really busy at work and at home and only today I found some time to write a few words about my new outfit. Won't be a long story, be ready for awesome pictures!
One of my favourite summer trends is Boho -chic. It has been from day when Kate Moss wore it for the first time in 2004 and remains for todays. I remember my first long dress I bought in Romania: all covered with small flowers and leaves. I loved it so much and wore differently playing with hairstyles and number of wooden bracelets on my hands. Nay, it's been almost 10 years ago, guys. These days trendsetters show us that boho style has no boundaries and rules. Everything you can imagine you can actually wear. Mix of colours, materials, applications, jewellery .. Long skirt with faux fux or denim jacket with embroidered dress? Everything is allowed, more than even - it's highly recommended.
I tried to start from something really simple and if you don't feel comfortable enough with newest trends - that's would be a good inspiration for you. Would you like to try some more - go to the ->Pinterest<- the best place for inspiration. I personally collect the most interesting Boho outfits there and get new ideas for myself.
I hope you'll like my today's outfit :) Don't hesitate to visit my Lookbook and Instagram :)











What I'm wearing:

Dress - H&M
Sandals - Venezia
Bag - vinted.pl
Jewellery - rings H&M, necklace vintage 
Jewelley - earings Iam, bracelet - NoName
Embroidered vest - New Look

22 June 2015

Run away, run away and never come back

23:00

Bardzo długo zeszło mi z napisaniem tego posta, dopóki nie zrozumiałam, że zaczynam od złej strony. Nigdy nie umiałam a zresztą nie lubię opisywać w kilku słowach stroju dnia. Jest to niewarte czasu a jeżeli coś już trzeba napisać to na poważnie. Zacznę dziś od krótkiej historii która wydarzyła się dobrych cztery lata temu kiedy byłyśmy z moją przyjaciółką Gulnarą w Hiszpanii. Wiecie już o tym, ponieważ wiele razy wspominałam nasze przygody. Nie opowiadałam oczywiście o wszystkich ale trzeba przyznać że spotkało ich nas tyle, że śmiało mogę zabierać się za pisanie książki. 
Nasz samolot wylądował w Madrycie, wszyscy którzy byli na pokładzie nie wydali z siebie ani dźwięku ponieważ ostatnie kilka minut nad ziemią były straszne. Każdy ledwo utrzymywał  w sobie śniadanie, a piękne spalone słońcem widoki na zewnątrz trochę w tym pomagały. Później - chwila w terminalu, chwila poszukiwania drogi do miejsca pobytu, chwila na ogarnięcie się. Pod palącym słońcem kręciłyśmy się w poszukiwaniu ulicy na której znajdował się nasz hostel - dzięki mojej wspaniałej orientacji w terenie z mapą w dłoni straciłyśmy prawie godzinę na podwójne zwiedzanie okolic. Na miejscu było czysto i nawet porządnie. Mówiąc porządnie oczywiście mam na myśli wszystko, gdzie stąpała moja noga. W pokoju spotkałyśmy ładną dziewczynę, jak się okazało w rozmowie, też z Rosji. Tylko ona już jakiś czas meszka w Hiszpanii, miała męża i już zdążyła się z nim rozwieść. Co dokładnie robiła w hostelu dowiedzieć się nie udało, chociaż później poznałyśmy ją z innej strony. Po chwili wyszła, gdyż jej pobyt dobiegał do końca, a dalszy kierunek jej podróży jest - no właśnie nie wiadomo gdzie. Dziwiłyśmy się mocno gdy następnego dnia zobaczyłyśmy ją na śniadaniu w zupełnie innych ubraniach - zadbana czarnowłosa dziewczyna miała na sobie potargany wyciągnięty sweter i prawie na zero obcięte włosy. Od tamtego momentu zaczęłam na nią uważać ponieważ jej obecność i wygląd a także fakt że zna ją cały personel nie układały mi się w głowie. Do momentu gdy nagle zniknęła razem z naszymi kluczami od szafki. Recepcjonista się tylko uśmiechnął bo wiedział o co chodzi. Wiedziałyśmy również i my, dlatego pobiegłyśmy od razu do swego pokoju. Nie czekając ani chwili Gulnara wzięła wsuwki do włosów i jak profesjonała otworzyła moją kłódkę w przeciągu minuty. Wszystko jeszcze leżało na miejscu, więc szybko ogarnęłyśmy się o przełożyłyśmy wszystkie rzeczy w zupełnie inne szafki, zostawiwszy w tamtej krótką notkę do naszej koleżanki. Jestem pewna, że wróciła tuż po naszym wymeldowaniu ponieważ była poinformowana o najcenniejszych gościach. 
Poza tym nieszczęśliwym wypadkiem nie miałyśmy chyba już w tym mieście pecha. Zwiedzałyśmy bardzo dużo, nastawiałam budzik każdego dnia przed szóstą by już po ósmej móc wyruszyć w miasto. Uwielbiam zwiedzać na pieszo bo tylko wtedy tak na prawdę zapamiętuję. Moja biedna Gulnarka jest raczej "sową" i oderwać się od poduszki o takiej godzinie graniczyło z cudem. Raz jedyny pozwoliłam jej się wyspać, więc miała czas aż do siódmej. 
Często trafiałyśmy do miejsc gdzie nie było widać turystów - uwielbiam takie chwile kiedy mogę zwiedzać w samotności. Nikt nie lata przed nosem z aparatem i nikt nie pospiesza. W jednej z takich uliczek trafiłyśmy na sklep z espadrylami. Wtedy jeszcze nie były popularne jak teraz i musiałam wchodzić na Wikipedię by dowiedzieć się więcej. Właściciel sam robił te buty i doradzał nam z dobre trzydzieści minut zanim podjęłyśmy decyzję, Było tego na prawdę niewyobrażalnie dużo: we wszystkich możliwych kolorach, na koturnie i płaskie, dla dzieci, kobiet i mężczyzn, tańsze i droższe. "Nie wiadomo jak będę wyglądać w tym hiszpańskim wynalazku kiedy wrócę do Polski. Nikt nie zrozumie, że to jest takie fajne", - pomyślałam i kupiłam te różowe i do czasów schowałam do torby. Następne kilka moich podróży nie odbywały się bez moich espadryli. Miękkie i wygodne, leciutkie i ciche (czuję się jak prawdziwa ninja) - mogę śmiało pokonać w nich kilometry. Hiszpania, Malta, Turcja, chciałabym w nich rozpocząć kolejną przygodę. Dopiero patrząc na te zdjęcia rozumiem, że niestety nadszedł czas się z nimi pożegnać... Są pewne rzeczy które kupujemy na krótką chwilę i pozbywamy się tak szybko, by jeszcze mieć z tego pożytek. Są też i te, które mają ze sobą historie i kolorowe wspomnienia - z nimi najciężej się rozstać nawet gdy nie potrafią do nas nic powiedzieć... 

Hey Guys!
Welcome to my new post - as usual a lot about my journeys, my live, my friends from Russia but not about my today's outfit. Well, I don't like publications containing several sentences just about "my fav pans" or "jellow skirt with blue sandals". It's like making the same dinner every day. Anyway today I'm gonna write a story about how I found one thing which made my life easier and simpler: those pink espadrilles. Looking at my new pictures I've understood that it was the last time I wore them and it's time to let'em go...
Few years ago me and my best friend Gulnara went to Spain for a week. Our pleasant journey has began from awful flight from Rome. All passengers were as quiet as mice: we all tried to hold our breakfast in stomachs.. Few hours later we've been already in Madrid, looking for our hostel. I'm no longer shying to say we slept in hostels: yes, there were some creepy moments but honestly, there's nothing bad. Leaving in dormitory is sometimes worse then that.
We spent almost 3 days walkig around Madrid: waking up at 6 am and getting back in the middle of the night. I'm still wondering how did we do this! Several times we were so tired that we couldn't talk to each other. Just waking up, eating, brushing and going out. Thanks to that we saw so many interesting places and met different people! Madrid met us with cold weather and less number of tourists - which is fine for me. The only thing I still feel less proud is that we didn't visit Museo Del Prado, one of the biggest muzeums in the world. But thanks to that we found a small shop (I can't even remember it's name) where I saw espadrilles for the first time. It wasn't yet so trendy in the nothern part of Europe so I looked at them as a child who sees a rainbow for the fisrt time in his life. What was it, how to wear it - everything was new to me. Maybe that's why I bought only 1 pair and didn't wear them at the very first time. It costs me only 5 euros! Can you imagine that? The best espadrilles cost only 5 euros! Chanel won't be able to explain me why their espadrilles costs a fortune. I can walk kilometers without feeling tired, besides I make no sound walking in them like ninja. Spain, Malta, Turkey what else I could walk them through? Sounds funny but some things we buy only for season and sell them out as qiuckly as it possible. But some things have their own history and stay with us till the end :)












What I'm wearing:

Shirt - Noname bought in Madrid
Boyfriend Jeans - Terranova
Espadrilles - Noname bought in Madrid
Bag - Abatross
Jewellery - all China silver

18 June 2015

DIY sposób na stres : Modowe Kolorowanki i To nie jest książka

21:44
Czy zauważyliście kochani, że coraz częściej subskrybujemy czyjś kanał na YT, obserwujemy blog albo profil na Instagramie? Poranek nie zaczyna się od filiżanki dobrej kawy i sprawdzania wydarzeń na ulubionych stronach. Jest to pewna forma uzależnienia ale od czego? Niespecjalnie dążymy za lepszym, pełnym barw życiem. Jeżeli spędzamy tydzień w biurowych ścianach a weekend na zakupach i przy garach, to zostaje nam podziwiać kolory tylko na czyichś zdjęciach. Uważamy blogerów i celebrytów za bardziej utalentowanych, mówimy że inspirujemy się, podziwiamy a w głębi duszy chcemy się zamienić z nimi miejscami. Kto by nie chciał zaczynać tydzień w NYC a w sobotę leżąc plackiem na plaży w Barcelonie? Staramy kupić tyle samo ciuchów co i nasi ulubieńcy i chcemy dostawać wszystkie nowe kosmetyki za darmo. Gadżeciarze marzą o nowych telefonach i tabletach a są pewnie i tacy, którzy gotowi są wydać fortunę na nowy dywanik tylko dlatego, że widzieli go u kogoś. Reklama lepszego stylu życia działa na nas jak hipnoza a skutkiem niestety może być wyprowadzenie z równowagi. Żałujemy, że nie możemy przekroczyć pewnej granicy i zbudować tak samo ciekawe (albo i lepsze) życie wokół siebie. 
Znalazłam pewien sposób na koncentracje naszego umysłu na zupełnie innych rzeczach; sposób na zwalczenie zmęczenia i stresu. Nie jest to panacea i ten kto podchodzi do tej kwestii zbyt poważnie może śmiało zamykać tą stronę.
Dzięki niemu kochani można się nauczyć tworzyć kolory we własnym życiu. Pewnie już wiecie co mam na myśli :) Pomysły i właściwie wykonanie różnego rodzaju DIY pomaga nam zaspokoić potrzebę porządku, spokoju, kreatywności, poczucia własnej wartości. Oprócz szycia, robienia na drutach i podobnych starodawnych metod od niedawna wchodzą w grę nietypowe, kreatywne zajęcia. Dzisiaj wspomnę kilka z nich, najlepiej prezentując na zdjęciach. 
Kolorowanki dla dorosłych. Moda na nie pojawiła się we Francji dzięki dobremu podejściu marketingowców: zostały określone jako "anti-stress". W Polsce można znaleźć kolorowanki Grupy Wydawniczej Foksal ("Esy – floresy", "Wzory i wzorki", "Wzory i ornamenty"). Sobie i koleżance kupiłam "Modowe kolorowanie" Perron Marie wydawnictwa Egmont. W kilka minut odprężają, uspokajają, zaczynam spokojnie oddychać i skupiamy się głównie na motoryce palców. Oczywiście działa nasza wyobraźnia, którą niestety w większości zawodów prawie nie używamy, wykonując stałe algorytmy.











  






Nie mniej ciekawym zajęciem jest tworzenie książki we własny sposób. Chociaż w przypadku "To nie jest książka. Burz i twórz" bardziej chodzi o niszczenie jej w różny ciekawy sposób. Tu z kolei nie tylko włączamy wyobraźnię ale też łamiemy zasady i psychiczne przeszkody. "Nie wolno niszczyć książki, nie wolno rysować na stronach, nie wolno stawiać kubka na stronie, nie wolno, nie wolno, nie wolno...." Autorzy książki pozwalają i zachęcają do zrobienia z nią wszystkiego co tylko przyjdzie nam do głowy, najlepiej w najbardziej nieoczekiwany sposób.

Gorąco Was zachęcam do spędzania wolnej chwili w sposób twórczy, zwłaszcza że to ma pomóc naszej psychice odpocząć. Zapraszam od Poniedziałku na Tydzień Walki Ze Stresem - jeden dzień -da nam jedno rozwiązanie! Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach jakie macie własne sposoby na odpoczynek i walkę ze zmęczeniem lub stresem. Ściskam Was mocno!









Share
zBLOGowani.pl