"Wierzę w cuda i wierzę, że prędzej czy później spełnię wszystkie swoje marzenia"
Nie raz wcześniej wspominałam, że co miesiąc kupuję sobie Joy'a - gazetkę o modzie, plotkach w świecie gwiazd i nowych trendach. Wolę ją od innych bo nie cierpię dużej ilości reklam i minimum treści. Zauważyłam również program prowadzony przez Panią Dorotę Wróblewską poszukiwania młodych talentów m.in. w kategorii blog. Z ciekawością sprawdzam większość z laureatów by dowiedzieć się co mają w sobie niezwykłego. Raz, bodajże w lutym zobaczyłam nietypowe zdjęcie polskiej blogerki Katarzyny Frąckowiak i link do jej strony - coeursdefoxes.blogspot.com. Wpisałam w wyszukiwarce i znalazłam: rysunek dziewczynki z dużymi oczami trzymającej na rękach kota. Obejrzałam dosłownie kilka pierwszych tekstów, wyrwało mi się tylko "dziwna" i zamknęłam stronę. Po kilku dniach wróciłam by poczytać więcej, zainteresowało mnie to, co ta istotka przekazywała w każdej swojej wiadomości do czytelników. Była to radość, były to też smutki, zmartwienia i strach. Po paru tygodniach okazało się, iż czekam na kolejną publikację i nie rozumiem czemu jeszcze nic nie napisała. Jest w Kasi coś niezwykłego, w nietypowy sposób prowadzi ona również swojego lifestylowego bloga. Zaglądałam tam jak do koleżanki na kawę, by dowiedzieć się co ciekawego dzieje się w jej życiu, co przeżywa i jak sobie z tym radzi. Większość blogów nie zawiera w sobie nic pożytecznego oprócz pary dobrych ujęć. Tekst zazwyczaj ogranicza się do mało istotnych "dzisiaj świetna pogoda więc założyłam żółtą sukienkę". Jak serdecznie mam tego dość! Na szczęście Kasia daje z siebie o wiele więcej niż można oczekiwać od typowego bloga, pozwala wejść w swoje życie każdemu, kto nie jest obojętny i słowo za słowem otwiera swoją duszę. Wszystko ma swoją historię i nie ogranicza się pewnie do temperatury na zewnątrz...
Niedawno bowiem dowiedziałam się, że w maju Kasia wydaje swoją pierwszą książkę. Nie trzeba mówić, że w dzień premiery sprawdzałam każdy Empik w okolicy i zamówiłam ją przy pierwszej możliwości? Trochę zeszło zanim dostałam swoją paczuszkę i z dziecięcą radością pobiegłam do domu by jak najszybciej ją otworzyć. Nie kochani, nie zwariowałam, ponieważ zaczęłam odnosić się do Kasi jak do swojej dobrej znajomej i cieszyłam się razem z nią za taki kolosalny sukces.
"Mimo iż jestem pesymistką, w jakiś sposób podchodzę do życia pozytywnie i staram się odnajdywać w nim piękne rzeczy"
"Nie boję się ciemności" rozpoczyna się jak historia przeciętnej nastolatki z jej codziennymi problemami. Między innymi martwi się o to, jak jest odbierana przez dzieci z jej otoczenia, albo jak poradzić sobie z patologicznym sąsiedztwem. Przeżywałam strona za stroną pewnie te same emocje, które towarzyszyły Kasi wylewając swoją dusze na papier. Przede wszystkim zauważyłam w jej słowach strach: nie wszyscy byli tacy wspaniali w dzieciństwie. Dzieciaki są w ogolę bardzo złymi w stosunku do siebie stworzeniami. Jeżeli ktoś pokazuje swoje słabe strony i jest po prostu inny, staje się nielubiany i w socjalnej hierarchii spada na samo dno. Będąc dzieckiem miałam swoje problemy aczkolwiek dobrze pamiętam że nikt nie był w stanie mi z nimi pomoc. Dorośli już nie pamiętają jak to było w ich przypadku i radzą dorosnąć a problemy same znikną. Dziecko natomiast nie może czekać naście lat na rozwiązanie, widzi w tym wszystkim swój świat, a raczej jego koniec. Patrząc z perspektywy lat uśmiecham się na myśl o tym co przeżywałam będąc dzieckiem, cieszę się ze swoich osiągnięć i nie martwię się o to co było zrobione. Czasami jednak okazuje się, że nie wszystko jest pod kontrolą rodziców i niektóre wydarzenia wpływają na całą naszą przyszłość. Stało się tak i w przypadku Kasi: niespodziewana choroba, ból, cierpienie, izolacja, słabość, walka z wewnętrznym Ja. Tak łatwo jest poddać się, uwierzyć w to, że nie jesteś niczego warta i świat nie przyjmuje cię taką jaką jesteś. W pewnym momencie książki nie mogłam wstrzymać łez i mówiłam do siebie że nie mam prawa narzekać, skoro nie spotkałam się z tym czymś co przeżywała Kasia. Byłam zła na siebie, że nazwałam ją dziwną. Z drugiej strony Kasia rzeczywiście jest inna, dla kogoś nawet dziwna: jak ona dała radę nie poddać się chorobie? Gdzie ta istotka znalazła siły dla codziennej walki? Skąd Kasia znalazła tyle siły woli by móc znów pokochać siebie i pokazać innym, że wciąż istnieje i jest bardzo ciekawym człowiekiem? Jest to nie lada wyzwanie, tym bardziej dla dziewczynki która tyle przeżyła!
"Moim największym celem jest po prostu budzić się każdego poranka"
Cieszyłam się każdym sukcesem Kasi, każdym osiągniętym celem, każdym podjętym wyzwaniem. Jednym z nich było na pewno stworzenie bloga; nie w celu komercji a tylko w celu uwierzenia w siebie, wyrzucenia z siebie wszystkich zmartwień, podzielenia się swoim doświadczeniem z całym światem. Było to jednym z licznych lekarstw, lekarstwo dla umysłu, duszy i zranionej samooceny. Jak Kasia dała sobie radę? Pewnie mogę zostawić to pytanie bez odpowiedzi, książka i kilka tysięcy czytelników mówią same za siebie. Kasia nie spoczywa jednak na laurach i wciąż inspiruje, szuka nowych pomysłów i wyzwań. Niedługo mam nadzieje będę składać zamówienie na kolejna książkę!
Kasiu, jesteś cudowną osobą, Twoja książka stała się dla mnie poradnikiem wiary w siebie.
świetna notka, też lubie kasię
ReplyDeleteDziękuję !
Delete