8 February 2015

Val Diary: Barcelona

Czy myśleliście kiedyś, by od przyszłego tygodnia rozpocząć nowe życie? Pewnego dnia z dwoma torbami i lekkim smutkiem wyjechałam z rodzinnego miasta w dalekiej Rosji do Warszawy. Co robi mała Rosjanka w Polsce i dlaczego prowadzi bloga lifestylowego? Jak to jest po tamtej stronie i czym się różnimy, a w czym jesteśmy podobni. Jak w 4 lata można zmienić kraj, zwyczaje, stan umysłu a nawet styl i język blogowy. 

Barcelona

Dzisiaj moja najlepsza przyjaciółka przypomniała mi nasze przygody w Barcelonie. Miało to miejsce 3 lata temu, kiedy byłam jeszcze na Erasmusie i generalnie planowałam wrócić do Rosji. Zerwałam ze swoim chłopakiem, ale wcześniej mieliśmy zaplanowaną wspólną podróż po Europie. Musiałam na cito znaleźć zamianę. Okazało się to niezbyt łatwym przedsięwzięciem, ale na szczęście na pomoc przyszła mi moja przyjaciółka Gulnara. Szybko zdecydowała się na podróż na kredyt, spakowała jedną małą walizeczkę (więcej nie wchodzi w bagaż na samolotach Ryanair) i przyjechała do mnie. Od tamtego momentu wszystko poszło nie po naszej myśli. Nasza przygoda zaczęła się samego pierwszego dnia jak wyjechałyśmy z Warszawy do Krakowa skąd miałyśmy samolot do Bergamo. Najpierw spóźnił nam się pociąg a następnie odwołany został samolot, Przez tą małą zmianę musiałyśmy znaleźć nocleg w Krakowie, jechać następnego dnia do Poznania by złapać kolejny lot, przylecieć ostatnim rejsem do Bergamo, nocować na lotnisku, zmarznąć jak cholera i dopiero drugiego dnia zjeść normalny posiłek. Przez kolejne 15 dni nieraz chodziłyśmy głodne bo gryzły nas ceny, nocowałyśmy w hostelach po 40 osób w pokoju, łapałyśmy autobusy bez żadnego pojęcia skąd i dokąd mają jechać, kupowałyśmy w każdym miejscu po kubeczku na pamiątkę (zajmował miejsce po chińskiej zupie), wszędzie ze sobą nosiłyśmy topione serki i bułeczki a raz trafiliśmy na Rosjankę - złodziejkę.. Apogeum nastąpiło w Barcelonie, gdzie pewnie każdy mieszkaniec zostaje okradziony przeciętnie raz w roku. Udowodniłam tą teorię w pierwszych 20 minutach, bo mój portfel rozpoczął nowe życie beze mnie, a my z kolei zostałyśmy z mitycznymi 150€ na karcie Gulnary, czego też nie byłyśmy wtedy pewne, bo sprawdzenie stanu konta na hiszpańskim bankomacie kosztowałoby nas 20€, a to w końcu koszt jednego noclegu. Jadłyśmy w Macach i nocowałyśmy w hostelu gdzie właścicielami byli dwaj narkomani... Do tej pory tęsknię za tym pięknym portfelem...











2 comments:

  1. O rany! Tyle przejść i przygód! Ale zdjęcia przywiozłyście piękne i pewnie masę miłych wspomnień również :-) Pozdrawiam serdecznie!

    ReplyDelete

Share
zBLOGowani.pl